Znakiem czasów są powstające w tempie wykładniczym lokale gastronomiczne, które specjalizują się w wybranych kuchniach świata, koniecznie z menu uwzględniającym zróżnicowane opcje żywieniowe. Minęły już na szczęście czasy, w których na pytanie o dania wegetariańskie serwowano nam kotlet z ziemniakami bez kotleta. Równie istotny co menu jest jednak wystrój. Akcenty wizualne w modnych knajpach są zazwyczaj perfekcyjnie dobrane do wystroju wnętrza – kolorem, czy motywem, jakim udekorowane są zapaski kucharskie pracującej tam obsługi.
Wystrój przemyślany jest w każdym detalu – od odręcznych obrazków w menu po fartuchy kucharskie – i odnosi się do specyfiki regionu, kultury bądź w zabawny sposób do niekonwencjonalnej nazwy lokalu, będącej coraz częściej pomysłową grą słów niż obligatoryjnym szyldem w stylu “U Grażyny”.
Pomysłowe lokale z egzotyczną kuchnią regionalną otwierają nie tylko cudzoziemców, aczkolwiek to pomaga w uwiarygodnieniu miejsca. Klienci doceniają autentyzm, nawet jeżeli jego zagęszczenie przeczy samemu pojęciu. Meksykańskie sombrera i barwne czaszki z Día de Muertos w knajpie z pikantnymi przysmakami, grecka muzyka ludowa do helleńskich frutti di mare, czy wybór hiszpańskich win w menu z motywem andaluzyjskiego byka – bitwa toczy się tyleż na dogadzanie podniebieniu, co na rozbudzenie fascynacji specyfiką kulturową.
Jedzenie to przede wszystkim rytuał o charakterze społecznym. Istotna jest nie tylko karta dań, ale również sposób ich serwowania, czy wręcz historia związana z danym aspektem kuchni – szczególnie, gdy zwyczaje są kompletnie obce naszej kulturze.
Przykładem może być tapas – przekąska do kieliszka, będąca w zasadzie pretekstem do spotkania ze znajomymi. Najczęściej są to małe kanapeczki, fuet, pikle, owoce morza nadziane na wykałaczki – rachunek podliczany jest, gdy pokażemy pęk tych ostatnich kelnerowi. Andaluzyjskie tapas jest więc dość lekką wieczorną przegryzką do piwa, która rozpowszechnić mogła się tylko w upalnym klimacie. Ciężkostrawne obiady dwudaniowe nigdy się w nim nie przyjęły.
Podobnie podyktowane porą dnia i konwencją społeczną jest almuerzo – coś na ząb do kawy, najczęściej w postaci kawałka pieczywa i oliwy z oliwek, czy też merienda, czyli podwieczorek. Wystarczy jedno niedzielne wyjście z rodziną do takiego lokalu, a nasz hiszpański wskoczy na wyższy poziom językowy.